Weekendami grillujemy. Jak tysiące ( miliony?) Polaków. Nie we wszystkie ale raczej we wszystkie spędzone na wsi u mojej mamy. Mam swoje grillowe klasyki jak kotleciki z kminem i skórką z cytryny, kurczaka w miodowo-balsamicznej marynacie, grillowane warzywa ( z których potem robię sałatkę), podpłomyki, pieczarki nadziewane pesto i mozzarellą, cukinie w sosie pietruszkowo-orzechowym. Zestaw klasyczny. Oczywiście często też eksperymentujemy ale do tych dań wracamy najczęściej. Lubię jak jest dużo warzyw. I tu pojawia się kłopot – bo grilla mamy raczej mniejszego niż większego- mięsa i warzywa się razem nie mieszczą, zgrillowanie warzyw trochę trwa i jak już przychodzi do mięsa to żar się wypala, trzeba podsypywać nowe węgle, czekać aż się rozpalą. Głód doskwiera, warzywa ostygną ( albo zostaną już zjedzone) zanim przyjdzie mięso. Nawet tak czilautowe zajęcie jak grillowanie może być stresujące i zawierać pułapki. Moja siostra radzi sobie rozpalając dwa grille. Ja tym razem postanowiłam część warzyw upiec w piekarniku – i tak powstały pieczarki zapiekane ze szpinakiem i fetą pod posypką z bułki z czosnkiem i pietruszką. Ha, mała rzecz a zrobiła różnicę, wszystko ciepłe, i co najważniejsze – równocześnie, wylądowało na stole. Długi weekend uratowany 😉
…