Wiosna zastała mnie z kilkoma centymetrami za dużo tu i ówdzie. Po zimowych comfortfoodach, po świętach z paschą na śniadanie, obiad i kolację, po powrocie z Grecji, gdzie dużo czasu spędziłam się za stołem… no cóż, czas ogarnąć boczki. Nie za bardzo mi po drodze z dietami, nie mam silnej woli w kwestii jedzenia i w zasadzie każda podejmowana przeze mnie w życiu dieta kończyła się niewypałem. Jedyna, na której udało mi się kiedyś prawie wytrzymać i która nie była jakaś specjalnie uciążliwa to dieta o niskim indeksie glikemicznym. Ta mi jakoś specjalnie nie przeszkadza, chociaż też nie jestem w stanie trzymać się ściśle reguł. Więc ilekroć chcę coś zgubić to w mniejszym lub większym stopniu do niej wracam. Teraz też staram się jeść zgodnie z jej zaleceniami, więc mąka pszenna zamknięta na klucz. Niestety odpada też mąka ryżowa czy jaglana. Postanowiłam więc się zaprzyjaźnić z mąką z ciecierzycy kiedy w weekend zachciało mi się naleśników. Przyjaźni z tego pewnie wielkiej nie będzie, bo nie za bardzo mi odpowiada jej smak, ale dzięki fajnym nadzieniom naleśniki były zjadliwe ( no może nawet oczko wyżej niż zjadliwe:). Podaję więc Wam przepis na te naleśniki z mąki z ciecierzycy bo może się przydać też osobom na diecie bezglutenowej. A tym co nie muszą jeść bezglutenowo ani męczyć się z żadną dietą podpowiadam, że nadzienia można wykorzystać do klasycznych naleśników czy jeszcze lepiej – tortilli.
A ja się nie poddam i jeszcze powalczę z mąką z ciecierzycy- pewnie gdzieś czeka na mnie jakieś jej wydanie, które pokocham ( chociaż obawiam się, że może być to związane ze smażeniem w głębokim tłuszczu, albo dodaniem mnóstwa słodyczy..). Mam w domu książę całą poświęconą mące z ciecierzycy, więc czas poeksperymentować. A Wy macie na nią jakiś sposób?
…