Dziecko do 2 roku życia nie powinno jeść słodyczy. A najlepiej do 3 roku życia. Tak czytałam we wszystkich „poradnikach do dzieci” będąc w ciąży i zaraz po narodzeniu Emilki. Tak też postanowiłam zrobić – nie dawać jej słodyczy. Dziecko przecież nie zna słodkiego smaku, nie tęskni do niego, może żyć bez słodyczy (i nie wie co traci). Być może tak jest i na pewno jest to słuszna koncepcja (skłonność do tycia, zęby itd) ale niestety życie dość szybko zweryfikowało tę koncepcję, jak też wiele innych ideałów które miałam w głowie przed urodzeniem Emilii- odnośnie jej wychowania, karmienia, rozrywek… no cóż pewnie każda matka ma mniej lub więcej do powiedzenia w tym temacie.
Szybko bowiem okazało się , że Milka ma całkiem dobry apetyt, i jednym z jej pierwszych słów było „dać”, które pojawiało się początkowo głównie w kontekście jedzenia. Gdy tylko widziała że coś jemy natychmiast żądała podzielenia się. No a tak się składa, że rodzice są fanami słodyczy, ja maniakalnie piekę ciasta, tak więc w wielu przypadkach były to rzeczy słodkie. Mieliśmy więc wybór – nie jeść słodyczy, chować się po kontach albo podzielić się. O ile odmawiałam próbowania rzeczy ostrych, smażonych itd. tak niestety przy ciastach szybko zaczęłam wymiękać. No i tak zostało. Emilka je słodkie ALE nie je słodyczy ze sklepu tylko od czasu do czasu domowe ciasta. Te moje ciasta zaczęły też trochę ewaluować od brownie z karmelem i orzechami w zdrowszą stronę- do ciast z mniejsza ilością cukru, lub wogóle bez cukru, większą ilością razowej mąki czy zdrowszymi rodzajami mąk.
Ta szarlotka właśnie taka jest, cukru w niej mało, są jabłka i żurawiny (źródło witamin B1 i B2 oraz C, wapnia, jodu, magnezu) a część mąki zastąpiłam mielonymi, prażonymi migdałami. Dzięki temu jest nie tylko zdrowsza ale ma niesamowity smak prażonych migdałów.
…