Paszteciki z wieprzowiną powstały w zeszły weekend jako prowiant na drogę. Wyjeżdżaliśmy na dwa dni do Busko-Zdroju i chciałam upiec coś wytrawnego co sprawdzi się w trasie. A ponieważ przyjaciółka obdarowała mnie niedawno żółtką książką z sympatyczną świnką na okładce, gdzie są pomysły na wykorzystanie wieprzowiny od A do Z, postanowiłam więc wypróbować przepis z tej książki. Wybór padł na klasyczne „meat pie” czyli paszteciki z mięsem, popularne w Angli. To takimi ciasteczkami karmił ogrodnika bohater książki „Tost, historia chłopięcego głodu” – czyli alter ego Nigela Slatera.
Do tych babeczek/pasztecików zbierałam się od jakiegoś czasu, chociaż trochę z nieufnością podchodziłam do ciasta kruchego na bazie smalcu. I rzeczywiście to ciasto, inaczej zachowuje się niż kruche z masłem, kóre jest bardziej elastyczne. To ze smalcem nie było tak elastyczne i przynam szczerze trochę miałam zabawy i frustracji na etapie wałkowania i wyklejania foremki (użyłam klasycznej, metalowej foremki na muffinki). Byłam przekonana, że tak kruche ciasto będzie się potem rozpadało po upieczeniu – ale na szczęście nie- nie przyklejało się do foremki, i nie rozpadało.
Oczywiście jak nie chce Wam się lepić babeczek to można z podanych proporcji upiec jedno duże ciasto z przykrywką w formie do tarty albo tortownicy. W Angli jada się je z musztardą i korniszonem. My zjedliśmy bez dodatków na trasie Warszawa- Busko-Zdrój każdy na swój sposób. Emilka np. obgryzała ciasto i nam oddawała mięsny środek:)
…