Maliny w ogrodzie mojej mamy były od zawsze. Na jednej z pierwszych stron naszego albumu rodzinnego przyklejona jest seria czarno-białych, aczkolwiek lekko pożółkłych fotografii ze zbierania malin, na których widać dziadka, babcię, tatę zrywających maliny i mnie siedzącą na trawie w spodenkach uszytych przez moją mamę. Od zawsze lato to były maliny, zbierane i zjadane garściami prosto z krzaka. Od zawsze przerabiane na soki, którymi mama nas leczyła zimą od przeziębień oraz dżemy jedzone potem na kanapkach z białym serem. Potem do kanonu malinowych przetworów dołączyło też wino i nalewka. Rozmawiałam niedawno z przyjaciółką, która opowiedziała mi o swoim wspomnieniu z wakacji spędzanych u babci, kiedy to wymykała się rano boso do ogrodu by jeszcze przed śniadaniem najeść się malin prosto z krzaka. Ja też mam takie wspomnienia, i cieszę się, że moja córka też będzie je miała.
Przepis, którym chcę się dziś z Wami podzielić to zapiekany omlet z malinami. Ciasto przypomina to naleśnikowe ale część mąki zastąpiłam migdałami bo uważam, że bardzo pasują do malin. Zamiast smażyć na patelni postanowiłam zapiec go w piekarniku z hojną garścią malin na wierzchu. Ja użyłam trochę za małej formy (miałam taką o średnicy 25 cm) i zdecydowanie polecam większą formę by danie to rzeczywiście przypominało omlet – mi wyszło coś w rodzaju francuskiego clafoutis. Przepis idealny na weekendowe śniadanie dla całej rodziny, więc kupujcie jutro maliny (albo zbierajcie w ogrodzie) żeby zrobić jutro rano pyszną pobudkę najbliższym.
…