Przetwory w naszej rodzinie robi mama. Ma to we krwi. Co roku zapełnia swoją piwniczkę na nowo- zawsze robi kilka rodzajów dżemów, różne soki – koniecznie malinowy na przeziębienia, wiśniowy do picia, od jakiegoś czasu też koniecznie co roku robi „sok babci Kisi” (czyli sok z sok z dyni i jabłek) kilka rodzajów ogórków, różne wina, jak są to grzybki. I co roku też eksperymentuje – w tym roku np. postawiła na cukinię i zrobiła kilka rodzajów.
Ja w związku z tym nie mam już motywacji do robienia przetworów – chociaż sama idea mi się bardzo podoba to jednak nie można jej nie zarzucić czasochłonności, no więc jak nie muszę… Czasem jednak mam zrywy półprzetworowe i coś mi do głowy wpada – kilka lat temu zrobiłam dżem pomarańczowy i był boski, robiłam konfiturę z arbuza, mój ulubiony dżem morelowy albo ogórki na ostro (to niestety mało udany eksperyment bo były tak ostre, że nikt ich nie mógł zjeść). Ale są to sporadyczne zrywy. W tym roku naszło mnie na ajvar – którymś z poprzednich magazynów „Kuchnia” był dodatek o przetworach – było tam kilka wersji ajvaru, wybrałam ten.
Nie powiem, czasu to trochę zabiera, pół soboty na krojeniu, gotowaniu, przecieraniu, wyparzaniu słoików – ale to taka forma medytacji… polecam na odstresowanie się. A zimą na pewno każdy chętnie sięgnie po taki słoik z zamkniętymi smakami z końca lata.
…